Wywiad z Joanną Kokoszkiewicz. Jak być mamą w sam raz?

W ramach cyklu #wspierambiznesmamy prezentuję Wam różne możliwości, rozwiązania by działać jeszcze lepiej. Motywuję, inspiruję, wspieram. Postanowiłam zaprosić na rozmowę Asię Kokoszkiewicz. Dlaczego? Asia zajmuje się coachingiem mam i wsparciem emocjonalnym. Natrafiłam na Asię przez jej książkę „Mama w sam raz”, która pomogła mi uporządkować wiele kwestii. Zobaczyłam, że podążam w dobrym kierunku.

Jako prawnik pomagam mamom rozwijać pomysły biznesowe. Jednak to nie kwestie prawne są największym problemem w drodze do rozwoju. Dopóki kobieta, mama nie zrozumie, że ma prawo walczyć o swoje marzenia i się rozwijać, nie będzie się interesowała kwestiami prawnymi. Z okazji Dnia Mamy postanowiłam wyjść z inicjatywą i zaprosiłam Asię, byśmy mogły porozmawiać o tym, jak uwierzyć w siebie. Jako mamy posiadamy wspólne problemy. Chcemy się rozwijać, prowadzić biznesy i robić to ze spokojem. Można przesadzić w obie strony. Można się zatracić w tym, że jest się mamą, więc nie ma się prawa i czasu na rozwój. Można zatracić się także w prowadzeniu biznesu, zaniedbując przy tym rodzinę i dom. Zapraszam Was do obejrzenia (lub przeczytania transkrypcji) wywiadu z Joanną Kokoszkiewicz.

 

Joanna Kokoszkiewicz: Dziękuję za zaproszenie. Witam wszystkie dziewczyny. Nazywam się Joanna Kokoszkiewicz, a w sieci jestem znana jako Mama w sam raz. Pomagam mamom cieszyć się życiem i macierzyństwem bez wyrzutów sumienia, że nie są idealne. Robię to jako pedagog, coach mam, trener umiejętności wychowawczych. Pomagam również w trudnościach życiowych nie do końca związanych z macierzyństwem, ale także w kwestiach dotyczących wychowywania dzieci. Sama też jestem mamą, mam już nastoletnie dzieci – mój syn ma 16 lat, a córka 12 lat. Uwielbiam wspierać mamy, najchętniej robię to w czasie sesji coachingowych. Jestem też autorką książki „Mama w sam raz. Jak wrzucić na luz i być w końcu szczęśliwą mamą”. Jako ekspert jestem zapraszana do radia i telewizji.

Joanna Rułkowska: Asiu, mamy często czują się osamotnione z problemami, o których mówiłam na początku, czyli mają wyrzuty sumienia, są sfrustrowane, zdenerwowane, brakuje im wsparcia partnera i możliwości rozwoju (np. chciałyby skorzystać z możliwości prowadzenia działalności nierejestrowanej albo po prostu dążyć do spełnienia marzeń).

Czy Ty, jako coach mam, spotykasz się z tym problemem? Czy to jest jednostkowy problem, czy zmaga się z nim większość kobiet?

Joanna Kokoszkiewicz: To jest bardzo częsty problem. Odmian tego wyzwania (lubię mówić o problemach, jak o wyzwaniach, z którymi zawsze można sobie poradzić) jest bardzo, bardzo dużo. Powodów, dla których mamy w pewnym sensie cierpią, też jest wiele. Czasem jest tak, że mamy nie myślą w ogóle, by wrócić do pracy, chcą w pełni skupić się na wychowaniu dziecka. Ja byłam taką mamą. Przed urodzeniem syna miałam bardzo aktywne życie. Skończyłam anglistykę, więc nauczałam języka, później pracowałam w korporacji… Gdy urodził się mój syn stwierdziłam, że chcę się skupić na jego wychowaniu. Nie wróciłam do pracy. Po pewnym czasie zaczęłam się strasznie frustrować, bo okazało się, że ja chcę zająć się dzieckiem, ale potrzebuję również wychodzić do pracy, jestem aktywna z natury. Ale gdzieś to poczucie zamiotłam pod dywan, bo chciałam się poświęcić dziecku. Niewątpliwie było to związane z moimi lękami, obawami, że jak pójdę do pracy, to moje dzieci będą mieć straszną traumę i będą cierpieć. Mówię o tym, bo mnóstwo kobiet, z którymi ja pracuję, ma podobny dylemat. Jeśli nie muszą iść do pracy, mogą sobie pozwolić tylko na wychowywanie dziecka, to mimo wszystko biją się z myślami – niby chcą pracować, ale trochę się boją. To jest jeden rodzaj lęków – mama chciałaby, ale się boi. Kolejny pojawiający się problem, to zachowanie balansu i harmonii, przy jednoczesnej pracy. Mamy mówią sobie: „No dobrze, mogę iść do pracy, ale co wtedy z domem, co z rodziną, co z podwożeniem do przedszkola, co z odrabianiem lekcji…”. W pierwszym przykładzie mówiłam o tzw. mamach poświęcających się, takich jak ja. Natomiast tutaj są mamy, które chcą być perfekcjonistkami, ciężko jest im odpuścić kontrolę (przecież one wszystko zrobią najlepiej). Mnie też to dotyczyło. Uważałam, że tylko ja zajmę się dziećmi najlepiej, a jak pójdę do pracy, to wszystko będzie cierpiało: dzieci, mąż, dom… Wszystko się rozsypie. To też jest związane z poczuciem omnipotencji oraz kontroli i również dotyczy wielu kobiet. Części kobiet brakuje też po prostu wsparcia. W swojej ofercie mam takie bezpłatne sesje wstępne, przed sesją właściwą. Miałam kiedyś konsultację z taką cudowną mamą. Była na etapie, gdy już znała swoje potrzeby. Od tego trzeba wyjść. Często, jako mamy, nie zastanawiamy się co jest dla NAS ważne. Znowu mój przykład, jak urodziłam syna, totalnie znikłam, liczył się tylko on, był najważniejszy. Mamy często nie słuchają swoich potrzeb, nie wiedzą, co jest dla nich ważne. Wracając do tej cudownej mamy, ona wiedziała, co jest dla niej ważne, ale już nawet samo wzięcie udziału w sesji, było niemal „walką” z partnerem o to, by usłyszał: „Jestem nie tylko mamą. Jestem kobietą, mam swoje potrzeby, chcę się realizować i rozwijać”. Jej partner tego kompletnie nie rozumiał. Często jest więc tak, że kobiety rezygnują ze swoich potrzeb, ponieważ łączy się to z „walką” z partnerem. Odpuszczają. Przyczyn, powodów jest bardzo dużo.

Joanna Rułkowska: To trzeba podkreślić: mama musi najpierw sama dojrzeć do decyzji, że chce coś zmienić. Powinna zauważyć, że coś jest nie tak w jej myśleniu i życiu, chciałaby inaczej. U mnie było trochę w drugą stronę, bo ja od zawsze mówiłam, że nie będę tylko mamą. Później było takie zderzenie z rzeczywistością. Okazało się, że to dziecko zajmuje bardzo, bardzo dużo czasu. Jeszcze gdy mieliśmy tylko jednego synka, to nie było tak źle, bo to było dziecko aniołek. Co prawda w nocy nie spał, ale w dzień potrafił się zająć sam sobą przez długi czas. Natomiast przy drugim synku przeżyliśmy bardzo duży szok, doświadczyliśmy, czym może być rodzicielstwo. To było wielkie zderzenie z rzeczywistością i dla mnie tragicznie skończyło się to, że chciałam wszystko na raz. Chciałam mieć i pracę i być mamą. Wtedy zamknęłam swój jeden pomysł biznesowy i zrobiłam sobie przerwę. To czym zajmuję się teraz, jest już na moich zasadach i robię to ze spokojem. Poukładałam sobie wszystko w głowie, przemyślałam, ustaliłam granice, szanując to, że chcę się rozwijać, ale też dbać o siebie. Będąc mamą, trzeba pamiętać, że organizm jest eksploatowany np. przez brak snu. 

Czy masz jakieś konkretne wskazówki, jak mamy mogą sobie poradzić z tymi wyrzutami sumienia? Jak mogą wyjść ze schematu: że jeżeli chcą coś robić zawodowo, to są jednocześnie złymi mamami, bo nie poświęcają dziecku całej doby? Jeżeli zajmą się sobą, to może dziecku dzieje się krzywda? Albo też w drugą stronę: jeżeli są w pracy, to nie potrafią się skupić na zadaniach, bo ciągle myślą o dziecku?

Joanna Kokoszkiewicz: Asia, poruszyłaś dwie kwestie. Powiedziałaś o tym, jak mama ma sobie radzić z poczuciem winy, gdy chce pójść do pracy, a także, że jest w pracy, a dziecko w domu pewnie cierpi. W obu przypadkach pojawia się poczucie winy. Zacznę od pierwszego. Mama czuje, że chciałaby pójść do pracy. Myśli, że to jest jej potrzeba, zależy jej na tym albo po prostu musi wrócić do pracy (np. ze względów finansowych). Ja jestem wielką orędowniczką tego pójścia do pracy, rozwoju, dbania o siebie i swoje potrzeby, również zawodowe, ale pamiętajmy, że przecież czasami mamy nie czują tej potrzeby. Być może mama jest w domu, jest jej fantastycznie z dzieckiem, nie myśli o pracy. W każdym razie, zalecam na początku zatrzymać się i zadać sobie pytanie: Czego JA, jako kobieta, potrzebuję? Jeżeli tam jest potrzeba pracy, rozwoju zawodowego – to ja bardzo do tego zachęcam, ale jeżeli tam pojawiają się myśli: nie mogę, co powie mąż, co powie teściowa, zaniedbam dziecko… to ja wyjaśnię to na przykładzie, który swoją drogą uwielbiam. Praca może być prawdziwą potrzebą mamy, jeżeli ona czuje, że to ulepszy jej życie i samopoczucie. Gdy wróci z pracy zadowolona, radosna, bardziej cierpliwa, to czy nie jest to wystarczającym powodem, by właśnie rozpocząć pracę na stałe i robić coś dla siebie. Jeżeli to, czym się zajmujesz Cię uskrzydla, dodaje energii, powoduje, że jesteś fajniejszą, spokojniejszą, szczęśliwszą mamą – to warto iść w tym kierunku. Jeżeli pojawi się poczucie winy, to pomyśl, że gdy ta praca jest świetna, spełniasz się w niej, wracasz zadowolona, to zaspokajasz swoje potrzeby, napełnia się Twój kubeczek potrzeb. Dziecko staje wtedy przed Tobą ze swoim kubeczkiem potrzeb, mówi: „Mamo przytul się, pobaw się ze mną” i Ty możesz spokojnie napełnić jego kubeczek. Nie zaspokoimy potrzeb dziecka, jeżeli nasze potrzeby nie będą zaspokojone. Wydaje mi się, że ważne jest patrzenie na efekty działań. Jeżeli coś przynosi korzyści Tobie, to również ostatecznie Twojemu dziecku i to jest najważniejsze. Zastanów się, czy dziecko woli mamę, która znika na kilka godzin z domu albo w gabinecie, ale wraca zadowolona, szczęśliwa, ma energię. Czy cierpiącą mamę, która chciałaby wyjść/pracować, ale siedzi w domu, bo: tak trzeba, musi, ktoś tak powiedział itd. Efekt działań jest najważniejszy.

Joanna Rułkowska: Na początku rozmowy mówiłaś, że niektóre mamy nie mają wsparcia i pola manewru, by zacząć ze swoim biznesem. Ja też propaguję ideę spokojnego startu, właśnie przez działalność nierejestrowaną, by zbadać rynek, poszukać pierwszych klientów. Gdy pojawi się sytuacja, że dzieckiem trzeba się cały czas zajmować, to można wówczas sobie odpuścić pracę i wrócić do niej później.

Jak zacząć rozmowę z partnerem? Jest to trudny etap, bo mama już wie czego chce, przemyślała swoje potrzeby, ale nie chce przewracać życia do góry nogami. Chce np. zacząć od 2 godzin pracy dziennie, później 4 godzin itd., a nie od razu wychodzić na 10 godzin i zostawiać dziecko. Co wtedy, gdy mama nie ma wsparcia z zewnątrz? Jak rozmawiać, jak prosić o pomoc, jak się „przełamać”?

Joanna Kokoszkiewicz: Myślę, że jeżeli trzeba się „przełamać”, to tam jest gdzieś lęk. Radzę, by przyjrzeć się temu lękowi, zastanowić się dlaczego on jest w nas, co się wydarzy, gdy podejmie się rozmowę (czy partner np. zaatakuje słownie albo wyrazi niezadowolenie z pomysłu). I teraz pojawiają się dwie kwestie. Czy nasz partner jest osobą wspierającą, czy nie, jak w przypadku wspomnianej klientki, z którą miałam sesję. Partner totalnie nie rozumiał potrzeb.

Joanna Rułkowska: Wydaje mi się, że czasami jest też tak, że partner może czuć się zdezorientowany. Mama do tej pory nie chciała i nie potrzebowała wracać do pracy, a nagle coś się zmienia. Warto wówczas dłużej porozmawiać, przygotować bazę, wyjaśnić pewne rzeczy. To może być szok dla drugiej osoby. Może sobie zadawać pytania: Czy coś się nagle wydarzyło? Co się stało? Skąd nagła zmiana decyzji?

Joanna Kokoszkiewicz: Jasne, że tak. U mnie też tak było. Po urodzeniu dziecka nie wróciłam do pracy, a cztery lata później – urodziłam córkę. Wróciłam do pracy prawie po 5 latach bycia w domu i zajmowania się rodziną. Dla mojego partnera też to był szok. Ja liczę na to, że jeżeli jesteśmy z naszymi partnerami, to są oni fajnymi facetami, którzy są również ojcami naszych dzieci. Zachęcam do zrezygnowania z przekonania, że jeżeli jest się mamą, to opieka nad dziećmi i domem spoczywa tylko na niej. Po prostu, jak zawsze – potrzebna jest spokojna, wspierająca rozmowa z partnerem. Spokojna, mam na myśli brak ataku ze strony mamy, brak wypominania: „Ja zawsze, a ty nigdy!”, brak oskarżeń. Jeżeli podejdziemy do tej rozmowy z myślą, że chcemy się dogadać, porozumieć, mamy trudność i chcemy, by partner nam pomógł, ponieważ jedziemy na tym samym wózku – to wszystko powinno pójść dobrze. Przecież razem wychowujemy dzieci, razem prowadzimy dom. Od tego bym zaczęła. Jest to coś, co dotyczy nas oboje. Można powiedzieć: „Może Ty kochanie pracujesz, ja też bym chciała. Jest to dla mnie ważne, jest to moja potrzeba”. Ja w takich partnerskich rozmowach polecam metodę NVS czyli Nonviolent Communication (Porozumienia bez przemocy). W kilku krokach opowiem, na czym to polega.

Wychodzimy z pozycji chęci do porozumienia. Chcemy, by partner nas wysłuchał, zależy nam na tym. Nie atakujemy, jesteśmy nastawione na spokojną, rzeczową rozmowę, w której nawzajem się usłyszymy. Tak naprawdę, on usłyszy Twoje potrzeby, a Ty jego. W tej rozmowie z szacunkiem podejdziecie do tych potrzeb, będziecie widzieć w sobie nawzajem osoby, które mają różne potrzeby. Jesteście ze sobą, by te potrzeby zaspokajać i sobie pomagać.

W konkretnych krokach wygląda to tak:

Pierwszy krok to opisanie partnerowi tego, co widzisz, co dzieje się w Waszym domu. Opisz okoliczności, w których obecnie jesteście.

Kolejny krok to skupienie na tym co Ty czujesz w związku z całą sytuacją. Jeżeli jako mama chcesz pójść do pracy, to warto jest o tym powiedzieć. Opowiedz co czujesz, może jesteś sfrustrowana, zmęczona, może czujesz się nieszczęśliwa. Myślę, że jeżeli partner jest wspierający, to po prostu to usłyszy i będzie chciał dalej rozmawiać.

W kolejnym kroku opowiedz o swoich potrzebach.

Ostatni krok to powiedzenie czego oczekujesz, na czym Ci zależy, jaką masz w związku z tym wszystkim prośbę do partnera.

Joanna Rułkowska: To jest bardzo dobra metoda. Czasami dostaję wiadomości, że mam fajnie, bo popołudniami mąż się zajmuje dziećmi. Ale jakie fajnie, to jest normalna sprawa! Trzeba rozmawiać i mówić co się chce. Konkretnie mówić, bo nikt się nie będzie domyślał. Czasami trzeba przypomnieć… może i dziesięć razy, ale na spokojnie. Przecież on nie musi pamiętać o jakichś moich sprawach. Kiedyś mnie to denerwowało, dopóki nie dojrzałam do tego, że po prostu trzeba przypominać. Trzeba rozmawiać i trzeba się z tym pogodzić. Bez sensu jest wypominanie, przecież on chciał, ale po prostu zapomniał. Trzeba się porozumieć, znaleźć wspólny klucz do rozmowy, przekazać asertywny komunikat.

Joanna Kokoszkiewicz: Trzeba rozmawiać. Bardzo mi się podoba, to o czym powiedziałaś, że partner się nie domyśli. To jest taka kolejna trudność kobiet. Uważają, że przecież on to musi wiedzieć. Przecież ja to bym tak zrobiła, dlaczego on tak nie zrobi… Nie zrobi! On ma wszystko inne, jest innym człowiekiem. Porusza się po innej mapie. Wyrósł w innym domu, ma inne przekonania, inne potrzeby, porusza się po innej swojej mapie i nie zna Twojej. Cudownie jest mu powiedzieć: „Kochanie, to jest to, na tym mi zależy, to jest dla mnie ważne…”

Joanna Rułkowska: Chciałabym zwrócić uwagę na jedną kwestię, którą też często powtarzam moim obserwatorkom i o której mówiłam w webinarze o organizacji czasu. Mowa o delegowaniu zadań i o tym, że łączenie macierzyństwa z biznesem czy pracą, to jedno, ale jest jeszcze etap dbania o dom i małżeństwo. Każda z nas ma różne obszary w życiu i samo połączenie macierzyństwa z pracą, to tylko jeden z nich. Można to połączyć, co czasem może się odbić kosztem zdrowia, snu, relacji z partnerem, bo będzie tylko dziecko i praca. A tak też nie można. Baterie się w końcu wyczerpią. Tak jak mówiłaś, z pustego kubeczka potrzeb nie nalejemy, nie zapełnimy dobrze kubeczka dziecka. Z jednej strony chcemy pracować, ale z drugiej, trzeba pamiętać o czasie na odpoczynek.

Joanna Kokoszkiewicz: Dokładnie. Ja się specjalizuję w tym, by wspierać kobiety w radzeniu sobie ze złością. Gdy mama jest sfrustrowana, przemęczona, ma niezaspokojone potrzeby, to bardzo często odbija się to na dzieciach. Wybucha złością w ich stronę. Na mojej stronie, poprzez zapis, możecie odebrać prezent w postaci darmowego wideo poradnika. Opowiadam w nim jak w pięciu krokach opanować złość na dziecko, skąd ona się bierze. Podaję tam konkretne kroki, jak nad tą złością zapanować. Bardzo dużo mówię o uważności. Oczywiście zapraszam do skorzystania.

Wracając do tematu, jeżeli nasze potrzeby nie są zaspokojone, jesteśmy sfrustrowane i zmęczone fizycznie, nie dajemy uwagi naszym emocjom, to bardzo często wybuchamy złością. Biorą w tym udział też tzw. myśli zapalniki. W tych wideo opisuję cały ten proces, co zrobić w takiej sytuacji, jak zadbać o siebie i dom, gdy pójdziemy do pracy. Prowadzę też kurs „Zostań mamą w 21 dni”, ostatnio skończyłam kolejną edycję i dziewczyny mówiły, że zaproponowałam im tam super patent. Mianowicie, uczę w nim, jak podejść do podziału obowiązków. Oprócz rozmowy według kroków, które wcześniej wymieniłam, zachęcam do zrobienia tabeli, w której rozdysponujemy wszystkie obowiązki domowe, pomiędzy wszystkich domowników. Warto najpierw wszystkie te obowiązki spisać, by później usiąść z dziećmi oraz partnerem i ustalić, kto wykonuje dane obowiązki. Polecam zrobić to np. w Excelu lub po prostu na kartce w tabeli, powiesić w widocznym miejscu, by każdy widział, jakie zadanie czeka go w danym dniu. Funkcjonuje to u mnie od wielu, wielu lat. Mój nastoletni syn wie, że zanim wyjdzie do kolegów, to musi sprawdzić, co jeszcze powinien zrobić tego dnia. Dogaduje się z siostrą i ustalają, np. dziś jest jego dzień podlewania kwiatów albo wyprowadzania psa itd. Te rzeczy po prostu muszą się wydarzyć i każdy wie, co ma robić.

Joanna Rułkowska: Myślę, że to daje dużo spokoju, bo każdy wie co ma robić, nie musi się niczego domyślać. Mama nie musi myśleć, czy ktoś już coś zrobił, domyślił się, że tak należy. U nas co prawda nie ma tabelki, mamy po prostu taki ogólny podział. W tygodniu bardziej ja coś ogarniam, a w weekend bardziej mąż. Ale taka tabela też wydaje się być praktycznym pomysłem.

Joanna Kokoszkiewicz: Też myślę, że wystarczy po prostu dostosować to o czym mówimy, do własnych potrzeb, wieku dzieci (np. małe dzieci nie będą rozumiały co jest napisane, ale można im narysować obrazki). Pamiętajcie, że dzieci warto uczyć pewnych nawyków, że np. pranie samo się nie zrobi, obiad sam się nie ugotuje…

Joanna Rułkowska: Tak, niby takie drobne czynności, ale jeżeli dzieci wykonują je od małego z nami (ja nie marnuję czasu ich drzemki, by robić coś w domu, wszystko robię z dziećmi, a czas drzemki wykorzystuję dla siebie), mogą się wtedy zaangażować, a my jednocześnie wykorzystujemy trochę czasu dla siebie.

Joanna Kokoszkiewicz: Pewnie! A małe dzieci tak naprawdę lubią pomagać w domu. One nie traktują tego jeszcze jako przykry obowiązek, nie wiedzą o co chodzi. Są wdzięczne. Jeżeli jeszcze będzie to w postaci zabawy, to spędzą świetnie czas, połączą naukę i radość. Jeżeli my tego nie zrobimy, będziemy tzw. cierpiącymi mamami: „Ja tu wszystko robię dla Was, a wy nic dla mnie.” „Ja tyle zrobiłam, a nikt nic nie zobaczył.” Ważna jest świadomość, jeżeli już zauważysz, że tak masz, zawsze możesz to zmienić. Świadomość jest pierwszym krokiem do zmian. Jeżeli będziesz taką Zosią-samosią, mamą perfekcjonistką i kontrolującą – super, możesz iść tą drogą, ale to jest droga bez wyjścia. W pewnym momencie dojdziesz do muru frustracji, wściekłości. Nikt Ci nie pomaga, bo nie mówisz, że tej pomocy potrzebujesz. Z frustracji będziesz nieszczęśliwa, zmęczona, popadniesz w poczucie winy – błędne koło.

Joanna Rułkowska: Jak mówiłyśmy, po pierwsze potrzebna jest świadoma decyzja mamy, że chce coś zmienić. Po drugie, potrzebna jest rozmowa z partnerem, a po trzecie – potrzebna jest rozmowa nie tylko o pracy, ale też o delegowaniu codziennych zadań, by mieć czas na odpoczynek. Co jest kolejnym krokiem? Mówiłaś też o złości, więc myślę, że warto jest nauczyć się panowania nad emocjami. Nie tylko podejmowanie decyzji jest istotne, ale również wyłapywanie momentów, gdy już coś złego się z nami dzieje.

Może podsumujmy, dlaczego warto podjąć się tych kroków i przejść tę bardzo trudną drogę, która nie trwa dzień, dwa czy tydzień. U mnie trwa od kilkunastu miesięcy. W końcu czuję, że jestem świadomą mamą, właśnie taką mamą w sam raz. Czuję, że to co robię, jest w zgodzie ze mną. Czasami przesadzę w jedną stronę, czasami w drugą, ale jestem tego świadoma. Gdzieś tam staram się tę równowagę zachować i widzę granice. Jeżeli tego dnia pracowałam za dużo, to robię sobie odpoczynek następnego. Ciężko jest się z tym pogodzić, nauczyć się odpuszczać. Tym bardziej, że na razie w ciągu dnia mam mało czasu na pracę, ale to są moje wybory. Cieszę się z tego, że jestem z dziećmi. Cieszę się z każdego dnia, doceniam. Za to kocham podział na bloki pracy i na macierzyństwo. Jest to proces, by poznać siebie, swoje potrzeby, nauczyć się panować na emocjami i wyrzutami sumienia. Przestać słuchać innych i swoich wewnętrznych krytyków. Ja dzięki temu czuję się szczęśliwa i spełniona, ale może Ty masz jeszcze jakieś doświadczenia ze swoich sesji, z pracy z mamami? Dlaczego warto podjąć się trudu bycia mamą w sam raz?

Joanna Kokoszkiewicz: Warto, głównie dlatego, że jeżeli mamy zaspokojone swoje potrzeby i opanowane emocje, to w życiu zaczyna się dziać tak, jak to opisałaś. Usłyszałam w tym dużo akceptacji do stanu, w którym jesteś w tym momencie. Dużo pogodzenia się. Nie ma tam walki i wyrzutów sumienia. Właśnie dlatego warto, jesteś doskonałym przykładem.

Joanna Rułkowska: Ja jestem bardzo wdzięcznym człowiekiem. Trochę ze skrajności w skrajność, bo kiedyś żyłam wyrzutami sumienia. Kilka lat temu byłam jednym, wielkim wyrzutem sumienia. Teraz jestem wdzięcznością.

Joanna Kokoszkiewicz: Cieszę się, że użyłaś tego słowa. Gdy jesteśmy wdzięczne, to okazuje się, że nagle wiele problemów można rozwiązać. Mówi się, że wdzięczność ma ogromną moc. Ja bym powiedziała jeszcze o jednym – wybaczanie. Wybaczenie sobie, np. w sytuacji, gdy coś źle zrobiłam, nie tak jak bym chciała, dopadł mnie wewnętrzny krytyk – zachęcam wówczas do popatrzenia na siebie i powiedzenia, że przecież ja to zrobiłam najlepiej jak potrafiłam w tym momencie. Nie umiem lepiej, bo przecież bym tak zrobiła. Wybieramy najlepsze możliwe sposoby działania na dany moment. Gdybym umiała inaczej, to bym tak zrobiła. Jestem człowiekiem w roli mamy, ale jestem nadal człowiekiem. Różne sytuacje będą się zdarzały, w różny sposób będę się zachowywała.

Asiu, mówiłaś o poczuciu winy i innych trudnych emocjach. Nawet nie chodzi o to, by się ich pozbyć. Emocje były, są i zawsze będą. Są jak fale, będą stale do nas napływać. Różne emocje, czasami to będzie poczucie winy, radość albo smutek, złość czy miłość. Tak samo będzie z poczuciem winy. Nie warto dążyć do całkowitego wyeliminowania poczucia winy czy emocji. Nie ma nawet takiej opcji.

Joanna Rułkowska: Tak, przecież my nigdy nie będziemy idealne. Trzeba od tego zacząć, że będą sytuacje, w których zrobimy coś źle. To poczucie winy jest czymś normalnym, bo jesteśmy ludźmi. Jest to taka samoświadomość, coś zrobiłam źle, jest to do poprawy. Z Twojej książki płynie fantastyczny wydźwięk. Jestem mamą w sam raz, jaką potrafię być w tym momencie, nie jestem mamą idealną.

Joanna Kokoszkiewicz: Dokładnie. Zakładając, że kocham swoje dzieci, robię wszystko, co potrafię na ten moment najlepiej. I tyle. Ja to akceptuję. To jest w porządku. Tak naprawdę, to my już jesteśmy najlepszymi mamami dla naszych dzieci. Jak wejdziemy w taki poziom akceptacji, to wiele problemów nagle zacznie się rozwiązywać, wiele rzeczy nie będzie tak przerażających. Warto zaakceptować, że emocje były, są i będą, one nas o czymś informują, mają różne funkcje. Trzeba im pozwolić być, jak to mówię, tańczyć w naszym ciele (emocje odczuwamy przez ciało). Niech one sobie będą, niech towarzyszy nam to poczucie winy i smutek. Emocjom chodzi tylko o to, żeby je zauważyć, przytulić i wysłuchać. Jeżeli zaopiekujemy się emocjami już na tym poziomie, zauważymy je, to one później nie przejdą w taką destrukcyjną odmianę. Jeżeli złość zauważymy wcześnie, to ten wulkan nie będzie musiał wybuchać. Jeżeli dostrzeżemy już pierwsze symptomy złości, to ona nie przejmie nad nami kontroli. Jeżeli Ty zauważysz, gdzie w ciele odczuwasz poczucie winy, jeżeli wsłuchasz się w siebie, to ono nie przejmie nad Tobą kontroli. Można pozwolić mu po prostu być. Jestem wielką fanką uważności i chcę to przekazywać dalej.

Dziękuję za spotkanie.

Dziękuję.

Joanna Kokoszkiewicz – mama, pedagog, coach i trener. Pomaga mamom cieszyć się życiem i macierzyństwem, bez wyrzutów sumienia, że nie są idealne. Wspiera je również w wyzwaniach wychowawczych. Jest autorką książki „Jak być mamą w sam raz”. Lub wspierać mamy podczas indywidualnych sesji coachingowych. Wszechstronnie wykształcona (absolwentka MBA, filologii angielskiej, dyplomowany coach i trener umiejętności wychowawczych), nieustannie doskonali swoje umiejętności i wachlarz narzędzi, dzięki którym jej klientki stają się świadome siebie, o wiele szczęśliwsze i bardziej spełnione jako mamy i kobiety.

Dodaj komentarz