Książka Prawo Mamy to świat praw kobiet w ciąży, gdzie prawnicza wiedza spotyka się z doświadczeniem mamy wielodzietnej. Ta książka powstała z połączenia mojej wiedzy zawodowej – jako prawniczki specjalizującej się w prawach kobiet – oraz mojego własnego doświadczenia jako mamy, która kilkukrotnie przeszła przez ten wspaniały, ale i stawiający liczne wyzwania okres ciąży i czasu okołoporodowego. Jako prawniczka zdobyłam wiedzę na temat praw kobiet w różnych sferach życia, ale dopiero gdy zostałam mamą, przekonałam się o ogromnym znaczeniu ochrony praw kobiet w ciąży.
Napisałam tę książkę, bo jestem mamą, która od zawsze była uprzywilejowana, ale nie do końca zdawała sobie z tego sprawę.
W 2015 roku poznałam świat macierzyństwa.
Po skończeniu trzeciego roku dziennych studiów prawniczych urodziłam pierwszego synka. Byłam najszczęśliwszą osobą na świecie, choć niewiele jeszcze wiedziałam o macierzyństwie. Skorzystałam z bezpłatnej szkoły rodzenia i możliwości rodzinnego porodu. Kiedy po naturalnym porodzie pojawiły się u mnie komplikacje, poprosiliśmy o możliwość kangurowania dla mojego męża. Nasz pierwszy synek ma dzięki temu niesamowitą więź z tatą. Od pierwszych dni walczyłam jak lwica, by mój synek był karmiony piersią bez dokarmiania (w szpitalu robiono to rutynowo). Później stałam się mistrzynią organizacji – korzystałam z indywidualnego toku studiów oraz przerw na karmienie piersią. Poznałam prawa mam studentek i całkiem dobrze radziłam sobie z załatwianiem wszystkich formalności i nauką. Spełniałam się jako mama, która dużo czasu spędza ze swoim ukochanym maleństwem, mając jednocześnie przestrzeń na rozwój. Mój mąż także od początku uczestniczył w wychowywaniu naszego synka.
W 2016 roku, w zimowe grudniowe popołudnie robiłam pączki i nagle dostałam skurczów porodowych.
Do drugiego porodu jechałam zestresowana. Wiedziałam, że to nie jest normalna sytuacja (pojawiła się krew, nagłe parte skurcze) i poprosiłam męża, by wezwał karetkę (do prawidłowo przebiegającego porodu nie można jej wzywać!). Ratownik, który przyjechał, był bardziej spanikowany niż ja. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Teraz śmiejemy się, że urodziłam drugiego synka w zimowej kurtce i w butach. Jednocześnie jestem kobietą, która usłyszała, że nie dostanie leków przeciwbólowych (przez całą dobę po nagłym porodzie skręcałam się z bólu, miałam tak silne skurcze), bo cytując lekarza: „Masz macicę, to boli”. Tyle. Przez 48 godzin nie dostałam nic. Chwilę później koleżanka z sali usłyszała, że nie jest matką, bo nie umie karmić piersią. Prosiła o kontakt do doradcy laktacyjnego, który pracuje w szpitalu. Czułam się słaba, ale wiedziałam, że lekarz nie ma prawa tak mówić do zmęczonych i bezbronnych kobiet proszących o pomoc. Byłam jednak wtedy kobietą w połogu, a nie wilczycą, która musi walczyć o prawa swoje i innej kobiety. Miałam mimo to wyrzuty sumienia, że nie zareagowałam i nie powiedziałam, że tak nie można.
Szybko zostałam mamą wielodzietną, a równolegle z macierzyństwem poszerzałam swoją wiedzę prawną i wystartowałam z czasopismem internetowym „Prawo Mamy”.
To w trzeciej ciąży napisałam najwięcej artykułów o prawach z zakresu okołoporodowego. Dowiedziałam się przy okazji, że na NFZ przysługuje mi edukacja przedporodowa – do mojego mieszkania przychodziła wtedy położna. Przeszliśmy całą rodziną szkołę rodzenia. Przestałam stać w kolejkach i zaczęłam korzystać z prawa pierwszeństwa we wskazanych miejscach. Czy przychodziło mi to z łatwością? Absolutnie nie. Za każdym razem bałam się, że usłyszę coś niemiłego. Jednak zrozumiałam, że to nie o mnie chodzi, tylko o realne zagrożenia dla mojego dziecka. Wiesz, ile razy ktoś zwrócił mi uwagę? Raz. Pewien pan zapytał, na jakiej podstawie prawnej omijam kolejkę w aptece. Powiedziałam mu spokojnie, w której ustawie jest to zapisane. Nic nie odpowiedział. Zapisałam się bez problemu w trudnej sytuacji na cito do specjalisty. Byłam u stomatologa i spytałam, czy jest możliwość realizacji dodatkowych świadczeń dla kobiety w ciąży. Ku mojemu zdziwieniu usłyszałam: „Tak, oczywiście”. Jestem mamą, która doświadczyła realizacji prawa do rodzenia naturalnie w wybranej pozycji. Kobietą, przy której w czasie porodu stała położna będąca aniołem i respektująca absolutnie wszystkie zapisy ze standardów opieki okołoporodowej i mojego planu rodzenia (a przekazywałam go z drżącą dłonią, obawiając się, że nie będzie respektowany, a ja zostanę wyśmiana za to, że w ogóle mam go przy sobie).
Jestem mamą, która rodziła czwartego synka w szpitalnej windzie.
Wsiadając do taksówki, nałożyłam ulubioną bluzę męża, bo przez obostrzenia covidowe nie realizowano prawa do jego obecności przy porodzie. Musiała mi wystarczyć jego bluza i chat na telefonie. Byłam samotną kobietą, która kłóciła się z położną o trzeciej w nocy. Może dałoby się spokojniej załatwić sprawę, ale ona wiedziała lepiej. Mówiła, że nie rodzę i mam oddychać, a nie mówić, że mam skurcze parte. Nie uszanowała prawa do pomocy rodzącej. Nie reagowała, mimo że była tuż za ścianą. Zaczęłam krzyczeć na cały szpital, wiedząc, że za chwilę urodzę i jeśli tak się stanie, to napiszę skargę. Przyszedł lekarz. Zareagował, ale cóż. Niestety to ja miałam rację. Urodziłam w windzie w drodze na porodówkę. To nie było fajne ani dobre dla mojego organizmu. Czułam się w jakiś sposób poniżona. Nie uszanowano prawa do mojej godności. Zrozumiałam, że w czasie samego porodu, choćbyśmy miały ogromną świadomość naszych praw, to trudno jest je przy ciągłych skurczach wyegzekwować i być pewną siebie. Brakowało mi bliskiej osoby.
Potem poczułam się już bezpiecznie, wszystko się uspokoiło. Pierwszy raz w życiu skorzystałam z prawa do kontaktu skóra do skóry (po wcześniejszych porodach były przeciwwskazania ze względu na moje zdrowie). Przez całe dwie godziny mogłam trzymać synka ciało do ciała. Poprosiłam, żebyśmy zostali sami – tylko ja i on – w sali z przygaszonymi światłami. Jest to jedno z najwspanialszych wspomnień w moim życiu i jestem pewna, że to dzięki temu mam bliską więź z czwartym synkiem. Zorganizowaliśmy pięć tygodni wolnego i płatnego urlopu dla męża. To był piękny okres w naszym życiu. Dałam sobie prawo do godnego połogu. Wiem, że jesteśmy jedyną parą w rodzinie, która tak długo była razem w okresie okołoporodowym bez uszczerbku dla finansów.
Jestem też kobietą, która musiała w 2022 roku poznać prawa małych pacjentów i zmieniać plany zawodowe ze względu na liczne hospitalizacje, diety, pielęgnacje. Jestem mamą, która dostała sugestię od lekarzy, żeby zapoznać się z prawami mam, których dziecko być może powinno dostać orzeczenie o niepełnosprawności. Na szczęście stan zdrowia malucha w ostatnich miesiącach uległ poprawie, jednak świadomość tego, jak źle wygląda w Polsce sytuacja mam dzieci z niepełnosprawnością, została we mnie bardzo żywa.
Jestem mamą, której marzenie umarło.
Chciałam wychować córeczkę, a witając ją na świecie, skorzystać z prawa do porodu w domu – najlepiej w wodzie. Niestety w III trymestrze ciąży w czasie badania USG dowiedziałam się, że straciłam swoje maleństwo. Musiałam naturalnie urodzić martwe dziecko. Jestem świadomą matką, która skorzystała z różnych praw. Mogłam się pożegnać z córeczką, nadać jej imię, pochować ją. Mogłam mieć obok siebie męża w najtrudniejszych chwilach naszego życia. Skorzystałam z prawa do wsparcia psychologa i psychiatry, by odzyskać spokój ducha i poczucie bezpieczeństwa. Nie mogę powiedzieć złego słowa o tym, jak realizowane były moje prawa w szpitalu. Wiesz dlaczego? Bo ja te prawa komunikowałam. Lekarze mi niczego nie tłumaczyli, nie trzymali mnie za rękę, nie byli nadmiernie empatyczni, nie proponowali skorzystania z tego uprawnienia czy innego. To ja już od progu jasno komunikowałam, że chcę, by mój mąż był przy mnie obecny teraz i w czasie porodu; że moje porody są nagłe, więc proszę o słuchanie moich komunikatów; że będę chciała zobaczyć córeczkę niezależnie od tego, jak wygląda; że potrzebuję pełnej dokumentacji medycznej i jestem pewna, że chcemy zrobić sekcję zwłok.
Jestem mamą, która boryka się z olbrzymią traumą, a jednocześnie jest silna – dla siebie, męża i naszych synów.
Śmierć córeczki była momentem, który wszystko zmienił. Nie będę już nigdy żyć tak jak kiedyś. Jednak moja historia jest też dla mnie jako kobiety, mamy wielodzietnej i prawniczki, bardzo trudna, bo na etapie prowadzenia ciąży byłam ignorowana, lekceważona i zbywana. Intuicja mówiła mi, że ruchy dziecka są inne, jednak lekarz prowadząca wprowadziła mnie w błąd. Później okazało się, że przez siedem tygodni nosiłam w sobie martwe dziecko. Chciałam wierzyć lekarce, że histeryzuję, a z dzieckiem jest wszystko w porządku. Jestem matką, która musiała zgłosić do prokuratury, Rzecznika Praw Pacjenta i Naczelnej Izby Lekarskiej zaniedbania okołoporodowe, poinformować o narażeniu mnie na uszczerbek na zdrowiu psychicznym i możliwość śmierci w wyniku sepsy. Tego się nie da zrozumieć. Nie da się wyobrazić sobie tego, co przeżywałam. Skierowanie skarg do rzeczników czy zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa nie zwróci mojej córeczce życia, a mnie marzeń o wychowywaniu jej, nie zwróci mi mojego spokoju i radości. Ale zrobiłam to dla innych kobiet. To moje głośne NIE dla braku respektowania praw kobiet i praw pacjentek w okresie okołoporodowym. Mam prawo do poznania prawdy. Wiem, że nie zbawię świata, ale to kropla drąży skałę – chcę być tą kroplą dla innych matek.
Już się nie boję. Staram się spełniać marzenia. Staram się żyć za nas obie. To bardzo trudne na poziomie uczuć i emocji. Trudno być w żałobie i jednoczesnego być główną opiekunką czwórki małych chłopców. To jednak moja decyzja, by nie upadać. Odpoczywać, ale nie poddać się.
Myślałam o tej książce od wielu lat.
Jednak dopiero śmierć mojej córeczki dobitnie mi pokazała, że jestem uprzywilejowana jako świadoma praw kobieta. Liczba historii, które do mnie docierają, napawa mnie olbrzymim smutkiem. Po rozmowach z różnymi kobietami w ciąży, ich partnerami, położnymi oraz psychologami doszłam do wniosku, że prawo diametralnie wpływa na nasze zdrowie i życie. Jeśli jesteśmy świadome, pewne siebie, jeśli same szukamy informacji o swoich prawach, jeśli z pewnością siebie je egzekwujemy – inni to widzą. Widzą, jaką mamy wiedzę. A wiedza daje siłę. Wiedza daje spokój. Daje poczucie bezpieczeństwa i możliwość życia w szacunku do siebie oraz w zgodzie z wyznawanymi wartościami. Jeśli tej wiedzy i świadomości prawnej zabraknie, zaczynamy się chować, siedzimy cicho, nie reagujemy, a w nocy płaczemy, chorujemy, frustrujemy się formalnościami. Przestajemy czuć radość z macierzyństwa. Jesteśmy w pozycji ofiary systemu. Nikt nie może być szczęśliwy, jeśli czuje się skrzywdzony.
Przechodzimy jako kobiety przez wiele trudnych sytuacji, nie znając swoich praw albo nawet znając je, ale nie umiejąc ich egzekwować.
Jako matki mamy wiele przywilejów. Jednak są one rozrzucone po różnych ustawach, rozporządzeniach, publikacjach. Dotyczą różnych dziedzin życia, ale nie wszystkie są realizowane prawidłowo. Lekarze i położne niekoniecznie mają czas na edukację pacjentek w kwestii praw kobiet. Szkoły rodzenia nie dostrzegają, jak ważna jest to sfera dla odpowiedniego przygotowania się do macierzyństwa. Nasze mamy żyły w innych czasach. Pracodawcy interpretują przepisy na swoją korzyść. Politycy składają obietnice, tworzą nowe prawa, ale nie skupiają się na zwiększeniu świadomości co do tego, jak respektować te prawa, które już są.
Wierzę, że każda kobieta zasługuje na pełne wsparcie, szacunek i ochronę swoich praw w okresie ciąży. Bez względu na to, czy jesteś w ciąży po raz pierwszy, czy już masz za sobą doświadczenie macierzyństwa – tę książkę dedykuję właśnie Tobie. Chcę, abyś poczuła się silna, dobrze poinformowana i gotowa do podejmowania decyzji, które będą dla Ciebie i Twojej rodziny najlepsze.
Przez ostatnich kilka lata obserwowałam, jak wiele kobiet nie ma świadomości swoich praw, niezależnie od tego, czy są to prawa medyczne, pracownicze, czy dotyczące świadczeń finansowych. To doświadczenie skłoniło mnie do zebrania wszystkich tych informacji w książce – aby dostarczyć Ci kompleksowy przewodnik, który nie tylko zaprezentuje Ci Twoje prawa, ale również pomoże w korzystaniu z nich w praktyce. Chętnie podzielę się z Tobą moją wiedzą prawniczą, przywołując praktyczne przykłady i porady, które wynikają z mojego własnego doświadczenia jako mamy wielodzietnej.
W kolejnych rozdziałach tej książki będziemy razem odkrywać różne aspekty przepisów prawnych.
Będę Cię prowadzić przez ich zawiłości, tłumacząc je w sposób zrozumiały, ludzkim językiem, a nie tylko cytując ustawy. Mam nadzieję, że przy lekturze poczujesz się, jakbyś piła z koleżanką kawę i plotkowała o ciekawostkach. Dostarczę Ci garść praktycznych wskazówek i porad, które pomogą Ci poradzić sobie z sytuacjami, jakie mogą Cię czekać w tym wyjątkowym czasie.
